Ilu ich jest w Polsce? Dokładnie nie wiadomo. Może dwudziestu, trzydziestu
kilku. Stąd nimb tajemniczości otaczający ich zawód, którego jednak na próżno
szukać w oficjalnych klasyfikacjach
Kandydat na bukmachera - czyli specjalistę od szacowania szans zawodników i
zespołów sportowych oraz prawdopodobieństwa spełnienia się innych zdarzeń -
musi być dokładny, bystry, znać podstawy rachunku prawdopodobieństwa, a nade
wszystko posiadać potężną i wciąż aktualizowaną wiedzę o sporcie. Dostęp do
wszelkich informacji zza kulis sportowych aren też się przyda. Ale tego
wszystkiego nie nauczy się na żadnych studiach ani kursach.
- To trzeba czuć. A sport zawsze mnie interesował. Śledzenie wyników,
prowadzenie statystyk - tym żyłem - opowiada 31-letni Grzegorz z Katowic,
bukmacher z firmy STS (zasięg ogólnopolski). Z wykształcenia ekonomista, z
pasji także wieloletni dziennikarz sportowy jednej z regionalnych rozgłośni.
Praca w radiu, zawarte dzięki niej kontakty - to tylko pomogło, kiedy ponad
trzy lata temu w "Gazecie" ukazał się anons: "poszukiwany
analityk wyników sportowych". Grzegorz zgłosił się i został przyjęty.
Specjalizuje się w rozgrywkach polskich. Ponieważ stroni od polityki, nie
lubi ustalać kursów na wydarzenia polityczne (np. wybory), które czasami
trafiają do oferty firm bukmacherskich.
Bukmacher w pracy jest ciągle. - Służbowa komórka zadzwonić może w środku
nocy. Wstajesz - myślisz o meczach, wynikach; kładziesz się spać - to samo.
Ciągły stres, napięcie. Choć lubię sport, rzadko już chodzę na mecze. Znam za
to setki ich wyników. Rutyna, automat - mówi beznamiętnie Grzegorz.
Za tę nerwówkę bukmacherzy spodziewają się godziwej zapłaty. Ile? No comment
- zgodnie odpowiadają na pytanie o płacę. - Jest liczona w tysiącach -
Grzegorz uchyla rąbka tajemnicy.
Rola bukmachera nie sprowadza się do jednorazowego przełożenia na kursy
prawdopodobieństwa realizacji określonych zdarzeń, głównie sportowych. -
Kursy pierwszy raz obliczamy na około dziesięć dni przed zawodami. W tym czasie
weryfikujemy je, obserwujemy reakcję graczy, porównujemy z kursami
konkurencji. To wymaga ciągłego przerabiania mnóstwa informacji, liczb.
Wiedzę czerpiemy z mediów tradycyjnych, z Internetu, od własnych
informatorów. Liczą się każde szczegóły z życia zawodników. Analizujemy też
mnóstwo statystyk. Proces kończy wpisanie wyniku do systemu komputerowego,
który na tej podstawie identyfikuje wygrywające kupony. Ale wtedy twoja głowa
przemyślała już kilkaset kolejnych meczów - mówi Grzegorz. Raz się pomylił i
wprowadził do systemu błędny rezultat. - Na szczęście w porę zareagowaliśmy i
uniknęliśmy tłumu zdezorientowanych graczy, znających prawidłowy wynik i
domagających się wypłaty wygranej - opowiada bukmacher STS-u.
Ale zawodowego bukmachera o wiele bardziej przeraża wizja złej oceny szans
poszczególnych drużyn, niedoinformowanie i narażenie firmy na straty. - W tej
zabawie gra idzie o duże pieniądze. Dlatego musimy być mądrzejsi i
sprytniejsi od obstawiających. Pilnujemy się, bo ryzykujemy pieniędzmi firmy.
Ja się pomylę, ale pieniądze wypłaci szef - mówi Grzegorz. Dlatego w firmach
bukmacherskich nie ma mowy o dużej rotacji kadr, zaś pracownicy są sprawdzeni
i zaufani.
Polscy bukmacherzy przyznają, że obecnie możliwości wejścia do zawodu są
znikome. Nawet jeśli rośnie rynek zakładów bukmacherskich i przybywa
grających, rzadko pojawiają się nowe firmy.
- Daleko nam chociażby do Wysp Brytyjskich, gdzie działa ich mnóstwo, często
zaledwie o zasięgu lokalnym - wyjaśnia Bronisław Walczysko, dyrektor firmy
Profesjonał. Nie chciał jednak zdradzać danych o zatrudnieniu w jego firmie.
W Wielkiej Brytanii sam tylko renomowany Ladbroke w ogólnokrajowej sieci
posiada około 2 tys. biur.
Coraz popularniejsze staje się zawieranie zakładów przez Internet, gdzie
pieniądze z wygranych nie są obłożone podatkiem. Europejscy bukmacherzy mają
zatem pełne ręce roboty.
W Polsce tymczasem prowadzeniem zakładów sportowych zajmują się raptem cztery
firmy (w 1999 r. zajął się tym Totalizator Sportowy, który rozwija sieć
Toto-Mix). Każda z firm nie zatrudnia więcej niż kilku, kilkunastu
bukmacherów (do tego dochodzą m.in. liczni współpracownicy oraz obsługa
punktów). Są też trochę inaczej zorganizowane, niż np. firmy brytyjskie,
gdzie główny bukmacher jest jeden, a kilku następnych mu pomaga.
Z małym marginesem błędu można powiedzieć, że u nas ten elitarny zawód
wykonuje dwadzieścia, trzydzieści kilka osób. Nie tworzą one żadnego związku,
w dodatku rzadko się ze sobą kontaktują. Już prędzej wyjeżdżają do Wielkiej
Brytanii czy Austrii podpatrywać pracę zachodnich biur. - Znamy się z ofert.
Po ruchach kursów u konkurencji poznaję człowieka, którego nigdy nie
widziałem na oczy - mówi Grzegorz. Potwierdza to Arkadiusz z Warszawy,
31-letni bukmacher firmy Betako (na rynku dziewięć lat, w kraju ma cztery
oddziały, specjalizuje się w wyścigach konnych). Arek z kolei lubi politykę,
gdyż z wykształcenia - podobnie jak jego dawni koledzy z firmy - jest
politologiem. W zawodzie oprócz wiedzy ceni zimną krew i intuicję.
Na pewno bukmacher musi mieć wyobraźnię. Klasyczny już dzisiaj jest przypadek
Davida Threlfalla, który w 1961 r. wszedł do biura Williama Hilla
(najbardziej chyba znanej firmy bukmacherskiej na świecie), by założyć się,
że do końca lat 60. człowiek stanie na Księżycu. Wśród bukmacherów wywołało
to śmiech i pogląd gracza wycenili z tysiąckrotnym przebiciem. Niedługo wieść
się rozniosła, Threlfall znalazł naśladowców, którzy też stawiali - już po
niższym kursie - na to, absurdalne wydawałoby się, zdarzenie. Kiedy jednak
Armstrong w 1969 r. stanął wreszcie na Księżycu, firma wypłaciła z tego
tytułu graczom ok. 1 mln funtów. - Co byś mi zaproponował, gdybym chciał
założyć się z waszą firmą o to, że w przyszłym roku Polska zostanie
piłkarskim mistrzem świata? - pytam Grzegorza. - Jeszcze pół roku temu
zaproponowałbym kurs, na który zagrał pan Threlfall. Ale po zwycięstwach
naszych piłkarzy musiałbym go skorygować. Powiedzmy z 1000 do 100 zł za każdą
postawioną złotówkę. Jestem przekonany, że znaleźliby się chętni na grę
"po takim kursie". Chociaż dzisiaj zdecydowanie łatwiej polecieć na
Księżyc, niż zostać mistrzem świata w piłce nożnej. |
W sumie od najmłodszych lat to zawsze pasjonowałam się wszystkim co związane ze sportem. Jak dorosłam to pojawiły się zakłady bukmacherskie i zaczęłam je dosyć regularnie obstawiać. Zdecydowanie najlepiej mi idzie u naszego rodzimego bukmachera https://www.iforbet.pl/zaklady-bukmacherskie
OdpowiedzUsuńi jestem przekonana, że to właśnie tam znajduję najkorzystniejszy mnożnik na zakłady. Zdecydowanie najlepiej lubię obstawiać piłkę nożną ponieważ w tej dziedzinie czuje się bardzo mocna.